To druga i ostatnia część relacji z wyprawy rowerowej wzdłuż zachodniej granicy oraz polskiego wybrzeża. Myślę, że można rozpocząć poniższą lekturę bez znajomości poprzedniego tekstu, ale dla tych którzy chcą zachować ciągłość historii podaję do niego link:

Na rowerach wzdłuż zachodniej granicy oraz polskiego wybrzeża – relacja cz. 1

Poniżej umieszczam mapę z przejechaną trasą nagraną za pomocą Endomondo, a dalej już relację z tego wyjazdu:

Dzień 6 – 13 lipca 2017

Odcinek: Kostrzyn nad Odrą – Chojna, długość: 89 km.

Ruiny twierdzy w Kostrzynie nad Odrą

Po poprzednich dwóch pechowych dniach rozpoczynaliśmy dzień z nadzieją, że uda nam się nadrobić stracone kilometry. Jednak przed wyjazdem z Kostrzyna zobaczyliśmy jeszcze ruiny tutejszej twierdzy. Przed II wojną światową cały Kostrzyn był otoczony murami, jednakże po 1945 roku pozostało zaledwie 95% z tych zabudowań. Obecnie ta niewielka część jest udostępniona zwiedzającym, a w zachowanych budynkach znajduje się muzeum.

Międzynarodowa trasa rowerowa Odra-Nysa

Po zwiedzeniu ruin twierdzy ruszyliśmy w dalszą drogę. Tego dnia ponownie dużą część dnia spędziliśmy na trasie rowerowej Odra-Nysa znajdującej się po niemieckiej stronie granicy. Muszę przyznać, że zrobiła ona na mnie dobre wrażenie. W większości jest poprowadzona niezależnie od drogi dla samochodów, a w w miejscach gdzie znajdują się one obok siebie to są oddzielone szerokim pasem zieleni.

Co więcej ta trasa prowadzi w przeważającej części w bezpośredniej okolicy Odry. Przez co, nie licząc pojedynczych miasteczek, byliśmy cały czas otoczeni przez naturę.

Cedynia

Na polską stronę granicy wróciliśmy w Cedyni. W tej niewielkiej miejscowości, którą każdy prawdopodobnie zna z lekcji historii, minęliśmy dwa ciekawe pomniki. Pierwszym był pomnik Matki Polki – poświęcony kobietom czekającym na swoich synów, którzy nie wrócili z wojny. Drugim zaś był pomnik na górze Czcibora upamiętniający Bitwę pod Cedynią z 972 roku.

Na koniec dnia dojechaliśmy do Chojnej z wynikiem 89 kilometrów na liczniku.

Dzień 7 – 14 lipca 2017

Odcinek: Chojna – Goleniów, długość: 103 km.

Chojna

W Chojnej zarezerwowaliśmy nocleg bo leżała na naszej trasie. Dlatego nie spodziewaliśmy się jak wiele ciekawych zabytków ma do zaoferowania to miejsce. Zaczynając od Kościoła Mariackiego z imponującą wieżą o wysokości 102 metrów, przez bramę Świecką oraz Barnkowską, zaś kończąc na pozostałościach po murach miejskich.

Nadrabiamy stracone kilometry

Przez kilka wcześniejszych dni nie byliśmy zadowoleni z liczby przejechanych kilometrów, dlatego tego dnia postanowiliśmy zebrać się i wreszcie przebić setkę kilometrów w ciągu jednego dnia. Podczas jazdy zatrzymywaliśmy się tylko na odpoczynek i niczego nie zwiedzaliśmy. Jednak dzięki temu wysiłkowi, gdy zameldowaliśmy się w Goleniowie na nocleg to liczniki na naszych rowerach wskazywały, że przejechaliśmy 103 kilometry.

Dzień 8/9 – 15 i 16 lipca 2017

Odcinek: Goleniów – Międzyzdroje, długość: 67 km.

Międzyzdroje

Po tygodniu jazdy, wreszcie dotarliśmy nad Polskie wybrzeże. Z Goleniowa do Międzyzdrojów pozostało nam do przejechania mniej niż 70 kilometrów, z którymi uporaliśmy się dosyć sprawnie i przed 16 byliśmy już na miejscu. Jako że nasz przyjazd do Międzyzdrojów przypadł na weekend to przezornie zarezerwowaliśmy nocleg jeszcze przed wyjazdem z Goleniowa. Ponadto by mieć dzień odpoczynku zrobiliśmy od razu rezerwację na dwie noce.

Morze i inne atrakcji

Zobaczenie morza w Międzyzdrojach było dla nas nagrodą za podjęty do tej pory wysiłek, jednak samo miasto także okazało się przyjemnym miejscem. Mimo że zazwyczaj preferujemy wakacje w miejscach spokojnych i odludnych to Międzyzdroje także okazały się dobrym miejscem na wypoczynek. Dużo tutaj różnych atrakcji jak np. oceanarium, gabinet luster, kino 7D i wiele innych. Miło było oderwać się na jeden dzień od roweru i skorzystać z tych rozrywek.

Rezerwat żubrów

Osobnym miejscem, które wymaga wyszczególnienia jest oczywiście Woliński Park Narodowy. Najciekawszym miejscem w parku jest rezerwat żubrów, znajdujący się około 2 kilometry od miasta. Żyje w nim kilkanaście osobników żubrów, które można obserwować z kładki turystycznej biegnącej wzdłuż wybiegu dla tych zwierząt. Poza tymi ssakami znajdują się tam także inne zwierzęta takie jak sarny, dziki czy ptaki drapieżne.

Dzień 10 – 17 lipca 2017

Odcinek: Międzyzdroje – Ustronie Morskie, długość: 108 km.

Trzęsacz i Kołobrzeg

Podczas dnia przerwy przeanalizowaliśmy przebytą do tej pory drogę i na tej podstawie próbowaliśmy oszacować ile będziemy w stanie przejechać w ciągu pozostałych nam dni urlopu. Uznaliśmy, że jeżeli wszystko pójdzie dobrze to dojedziemy do Władysławowa. Jednakże by osiągnąć ten cel musimy codziennie przejechać 100 kilometrów. Dlatego, by nie tracić czasu, zatrzymywaliśmy się tylko przy ciekawych miejscach, które znajdowały się bezpośrednio na naszym szlaku.

Jazda wzdłuż polskiego wybrzeża

Trasa wzdłuż naszego polskiego wybrzeża okazała się zarówno piękna, jak i bardzo przyjemna. Cała trasa jaką pokonaliśmy tego dnia prowadziła wygodną drogą rowerową i zazwyczaj w bezpośrednim lub bliskim otoczeniu Bałtyku. Bardzo dobrze jechało się nam na tym odcinku dzięki czemu do Ustroni Morskich dojechaliśmy z najlepszym wynikiem podczas tego wyjazdu i zakończyliśmy dzień z przejechanymi 108 kilometrami.

Dzień 11 – 18 lipca 2017

Odcinek: Ustronie Morskie – Naćmierz, długość: 106 km.

Ogrody Hortulus

Niedaleko za Ustroniami Morskimi znajdują się Ogrody Hortulus. To miejsce znalazło się na naszej liście miejsc do odwiedzenia już podczas planowania wyjazdu. Ogrody Hortulus to dwa niezależne kompleksy ogrodowe o łącznej powierzchni 10 hektarów. Mnóstwo roślin, mnóstwo kolorów, mnóstwo elementów sztuki ogrodowej. Doskonałe miejsce na wypoczynek.

Labirynt

Tym co nas przyciągnęło do ogrodów Hortulus był przede wszystkim labirynt. Według informacji na stronie ogrodów jest to największy labirynt grabowy na świecie, bo długość jego korytarzy to ponad 3 kilometry. W samym centrum labiryntu znajduje się 20 metrowa wieża widokowa, dzięki której można obserwować błądzących po labiryncie znajomych lub samemu szukać z niego wyjścia.

Komu w drogę, temu czas

Myślę, że w labiryncie i ogrodach Hortulus spędziliśmy około dwóch godzin. I choć to miejsce zasługuje na to by poświęcić mu o wiele więcej czasu, to nam zależało by ponownie przejechać jak najwięcej kilometrów. Dlatego jestem przekonany, że jeszcze kiedyś wrócimy do tego miejsca. Dzień zakończyliśmy w Niećmierzu z 106 kilometrami na liczniku.

Ciekawe miejsca w Polsce, do których chciałbym wrócić.

Dzień 12/13 – 19 i 20 lipca 2017

Odcinek: Naćmierz – Łeba, długość: 107 km.

EuroVelo wzdłuż polskiego wybrzeża

Niestety im dalej przejeżdżaliśmy wzdłuż polskiego wybrzeża oddalając się od zachodniej granicy, tym szlak rowerowy był coraz gorszy. W większości jadąc wzdłuż polskiego wybrzeża jechaliśmy trasą EuroVelo 10, która jak się okazuje w niektórych miejscach w Polsce jest dopiero na etapie planowania. To chyba wyjaśnia zróżnicowanie na tej trasie rowerowej.

Słowiński Park Narodowy

Przejeżdżając tak blisko Słowiańskiego Parku Narodowego nie mogliśmy odpuścić sobie przejazdu przez ten teren. Niestety szybko okazało się, że był to błąd. Nie wiem czy mieliśmy pecha, czy ta trasa zawsze tak wygląda, ale w wielu miejscach jazda na rowerze była po prostu niemożliwa ze względy na dużą ilość błota. Nie dość, że rowery się w nim topiły to było także trudno przejść suchą nogą przez takie bagniste miejsca.

Łeba

Po niemałych problemach w parku wreszcie dojechaliśmy do Łeby z wynikiem 107 kilometrów na liczniku. Przez kilka ostatnich dni udało się nam odrobić kilometry, które straciliśmy przez deszczową pogodę. Dzięki czemu mogliśmy sobie pozwolić na to by na jeszcze jeden dzień odstawić rowery i spędzić dzień na wypoczynku.

Labirynt Park Łeba

Nasz wolny dzień w Łebie spędziliśmy głównie wypoczywając na mieście oraz na plaży. Ale oczywiście nie mogliśmy sobie odpuścić odwiedzin labiryntu w Łebie. Na terenie Labirynt Parku w Łebie znajduje się kilka małych labiryntów oraz jeden główny. Jest to kolejny labirynt o słusznych rozmiarach, który pozwala na kilkadziesiąt minut zabawy. Mimo to w mojej ocenie jest on mniej atrakcyjny niż labirynt w ogrodach Hortulus w którym byliśmy kilka dni wcześniej.

Dzień 14 – 21 lipca 2017

Odcinek: Łeba – Łeba, długość: 21 km.

Władysławowo…

Zakładaliśmy, że wyprawę zakończymy we Władysławowie, do którego pozostało nam zaledwie 70 kilometrów. Dostosowaliśmy nasze tempo podróży tak by dojechać tam przedostatniego dnia, a kolejnego wrócić pociągiem do Gliwic. Niestety my swoje, a pogoda swoje. Prognozy nie były dla nas korzystne, zaś zachmurzone niebo o poranku wskazywało, że to nie będzie słoneczny dzień.

Przyspieszony powrót

Mimo niekorzystnej pogody podjęliśmy próbę jazdy do Władysławowa. Niestety ulewa szybko nas złapała i zniechęciła do dalszej jazdy, dlatego postanowiliśmy na tym etapie zakończyć nasz wyjazd. Wróciliśmy do Łeby, skąd pojechaliśmy pociągiem do Lęborka, a następnie do Gdańska. Tam niestety nie złapaliśmy pociągu do Katowic i pojechaliśmy do Wrocławia. Z kolei we Wrocławiu nie dostaliśmy biletów na pociąg z miejscami na rowery i dopiero po północy załapaliśmy się na autobus czeskich linii jadący przez Gliwice. Drzwi do domu otwieraliśmy o 3 w nocy.

Podsumowanie wyjazdu

Mimo powtarzających się problemów z pogodą i wcześniejszego powrotu i tak uważam wyjazd za udany. Przez dwa tygodnie łącznie przejechaliśmy ponad 1000 kilometrów, a dodatkowo mieliśmy dwa pełne dni odpoczynku od rowerów. Ciekawą możliwością podczas tego wyjazdu było porównanie zachodniej polski z wschodnia częścią naszego kraju, którą zwiedziliśmy na rowerach rok wcześniej. Dzięki temu rozumiem już dlaczego mówi się o Polsce A oraz Polsce B.

Przeczytaj także

Zapraszam także do przeczytania innych tekstów na blogu – nie tylko podróżniczych:

Noclegi rezerwuję przez Booking.com

Noclegi podczas wyjazdów rezerwuję za pomocą portalu www.booking.com. Jeżeli zdecydujesz się na rezerwację noclegu przez kliknięcie w poniższy banner to ty zapłacisz standardową cenę, a ja otrzymam kilka złoty za polecenie tej strony. Z góry wielkie dzięki!


Łukasz Mańka

Mąż, programista, nauczyciel programowania, marzyciel. Mam 31 lat i nadal zero siwych włosów na głowie. Na blogu dzielę się tym co lubię oraz tym co mnie inspiruje. Po więcej informacji zapraszam na stronę "O mnie"

0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *